Długo zastanawiałam się jak zacząć. Wiem tylko co ma być tematyką tego bloga- moje codzienne singielskie perypetie.
Czym jest dla mnie bycie singielką? Czy wbrew powszechnym stereotypom singielka to albo nieszczęśliwa „stara panna” z kotem albo imprezowa 30,40+ o mentalności nastolatki?
Czym jest dla mnie bycie singielką? Czy wbrew powszechnym stereotypom singielka to albo nieszczęśliwa „stara panna” z kotem albo imprezowa 30,40+ o mentalności nastolatki?
Trochę Was rozczaruję. Ani jedno ani drugie. Wprawdzie za mąż nie wyszłam, wiek 35+, kota posiadam i na imprezach tez czasami bywam. Jedyne czego mi brakuje to mentalność nastolatki. Chociaż.... księcia na białym koniu dalej oczekuję. To nie jest tak, że singielka jest singielką z wyboru. Ja wybór wielokrotnie miałam, ale czy dla każdego potencjalnego samca mam się zmieniać, naginać i modyfikować moje ułożone w końcu życie? Wielokrotnie słyszałam, że jak pojawi się rodzina, to chaos jest nieunikniony. A tego absolutnie nie chcę.
Wyszłam właśnie ze związku. Pierwszego po długiej przerwie. I na koniec mogę powiedzieć jedno TRAGIKOMEDIA. On jeszcze nie doszedł do siebie po rozstaniu z żoną (dla jasności to nie ja byłam przyczyną), w trakcie walki o dzieci i podział majątku. I nagle na jego drodze staje taki diament. Oszlifowany, ale jednak mniej plastyczny niż mu się wcześniej wydawało. I zakochuje się. I taką metodą stopy w drzwi powoli rozwala cały mój ekosystem. I znienacka sterylnie czyste mieszkanie z idealnym kotem staje się drugim domem dla niego (nie do końca sterylnego) i jego dwójki kochanych ale równie niesterylnych i rozpuszczonych dzieci. Po pół roku tego szaleństwa powiedziałam dość. To nie moja bajka. Wracam do starej siebie. Sterylizuję mieszkanie i zaczynam planować dalsze życie. Chyba w pojedynkę. Bo jeżeli tak ma wyglądać związek to ja podziękuję. I na tym moi drodzy chyba polega bycie singielką.
Bo kim Ona jest?
Jest niesamowicie silną osobowością. Wie czego chce, a nawet jeżeli chwilowo jest inaczej to wymyśli czego chce.
Jest osobą niezależną. Potrafi o siebie zadbać bez mężczyzny u boku. Niepotrzebny jest jej jego majątek. Sama gospodaruje swoimi zasobami i często bywa, że jest już życiowo ustawiona. Z własnym mieszkaniem czy domem i rasowym zwierzakiem. Z kimś w końcu to życie trzeba dzielić. Jeżeli tego nie ma, to ma zapewne ułożony plan jak o zrobić. Nie wisi na innych- rodzicach czy znajomych. W sensie finansowym i mentalnym. Pamiętacie symboliczną cioteczkę z Ameryki, która jest bogata i podróżuje po świecie a wszyscy patrzą na nią z niekłamanym podziwem? Tym jest dla mnie emerytowana singielka.
Singielka ma pasje. Mniej lub bardziej spektakularne. I być może z tego wynika to nie wiszenie na innych. O moich pasjach pewnie jeszcze przeczytacie.
Czy w życiu singielki jest miejsce dla faceta?
Oczywiście, że jest. Jednak tylko po spełnieniu pewnych warunków. I nie może tu być mowy o półśrodkach. Kompromis oczywiście jest możliwy, ale to musi być prawdziwe porozumienie, a nie naginanie się do oczekiwań mężczyzny.
Jakie to warunki?
PRZESTRZEŃ- ja osobiście mam bardzo dużą strefę osobistą. Po ostatnim związku juz nie interesują mnie codzienne randki i spotykanie się. Muszę mieć czas na swoje pasje. Partner nie musi ich ze mną dzielić, ale musi mi dać przestrzeń do realizacji. Jeżeli jej nie daje to znaczy, że jego zainteresowania są bardzo ograniczone albo płytkie. Nie przemawia do mnie wersja, że tak bardzo chce spędzać ze mną czas, że nie daje mi chwili wytchnienia.
POMOC- tak, znam te morały, że nie jesteś już sama, pozwól sobie pomóc etc. Ok. Nie odmówię wniesienia kartonów na 3 piętro czy podrzucenia po drodze zakupów. Ale jak mówię, że chcę zrobić porządki w szafie a on zwala mi się na głowę z tekstem „pomogę Ci, zróbmy to razem” to szlag w najczystszej postaci mnie trafia. Moje prywatne rzeczy są tylko moje i dopóki nie dopuszczę go mentalnie do nich, to ciągłe propozycje pomocy z czasem staną się gwoździem do trumny relacji.
AMBICJE- facet musi je mieć i koniec. Nie pozwolę sobie na utrzymywanie go. Mamy równouprawnienie. Ja również pracuję i zarabiam, więc daj z siebie to samo. Ale nie tylko kasa się liczy. To też sposób na spędzanie wolnego czasu. W ostatnim półroczu często słyszałam, ze czerwona dioda w moim telewizorze świadczy tylko o tym, że jeszcze mi prądu nie odcięli. Telewizję oglądam, ale nie jakieś durne seriale czy teleturnieje. I nie jest włączona bez przerwy. Więc jeżeli spotykasz na swojej drodze singielkę z krwi i kości, to nie rozwalaj się na dzień dobry na kanapie z tekstem „kochanie, chodź się poprzytulać. Zobaczymy co w tv” . Żeby zainteresować sobą taką kobietę, niestety musisz się wykazać oczytaniem i obyciem w świecie. Oczywiście bez przesady, ale jednak.
KONSEKWENCJA: singielka nie lubi niekonsekwencji. Nienawidzi jej. Pewnie jak większość człekokształtnych, ale jednak jakby mocniej. W końcu czyż sama nie jest konsekwentna w swoich wyborach? Wbrew powszechnemu naciskowi na zamążpójście i poukładanie sobie życia „jak wszyscy” . I dokładnie tego samego oczekuje od potencjalnego partnera. Tu nie ma miejsca na robienie czegoś na pół gwizdka; byle jak, byleby było. To dla niej nie do zaakceptowania. Nie do pomyślenia jest dla niej, żeby robić wszystko pobieżnie. nie mam mowy o półśrodkach. Jeżeli się za coś zabierasz, to od początku do końca rób to porządnie, zgłębiaj temat i rozwijaj się w tym kierunku. Jeżeli chcesz schudnąć to skorzystaj z pomocy dietetyka, przestrzegaj ułożonego planu i zapisz się na siłownię. Ale błagam nie obżeraj się po kryjomu, bo przecież trochę chipsów czy czekolady albo piwa jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
KASA- hmmm... ważna sprawa, ale czy najważniejsza? Singielka chce faceta zaradnego. Czyli potrafiącego zarobić. to nie muszą być miliony, ale jeżeli sama zarabiam na tyle, że stać mnie na pewien poziom życia, to nie zwiążę się z chłopem narzekającym na pracę i zarobki, a nie robiącym nic w kierunku zmiany takiego stanu rzeczy. Jeżeli lubię dobrze zjeść, to nie zadowolę się bułką z margaryna i najtańszym pasztetem. Owszem dla przypomnienia sobie czasów studenckich mogę czasami to zjeść, ale żeby ciągle? Więc bardziej dla mnie, oczywiście niekoniecznie dla innych liczy się zaradność życiowa, a jeżeli to już jest, to nie muszę się martwić o zasobność portfela wybranka.
WYGLĄD- wbrew obiegowej opinii nie musi być Bradem Pittem czy Leo DiCaprio. Ale musi mieć klasę i o siebie dbać. Trochę dodatkowej wagi albo niedowaga wcale go nie dyskwalifikują, ale słynne już skarpetki do sandałów czy spodnie zaciągnięte pod pachy niestety już tak. Dres? do biegania jak najbardziej, ale na randkę już nie. Można by długo wymieniać, ale schludny i czysty ubiór to już naprawdę bardzo dużo. nie musi być na bogato- ważne, że z klasą.
Podsumowując- idealny facet dla singielki, a przynajmniej dla mnie, to schludny i zaradny facet, nie emanujący swoją kasą, który konsekwentnie dąży do obranych przez siebie celów, a jednocześnie dający swojej partnerce przestrzeń do jej własnego rozwoju osobistego. Dużo? Pewnie tak i może dlatego ciągle jestem singielką. Ale wierzę, że są tacy faceci, bo tak naprawdę wystarczy spełnienie części tych warunków, na resztę można przymknąć oko. Przecież jest jeszcze jedna bardzo ważna, jeżeli nie najważniejsza komponenta związków- MIŁOŚĆ. A ona przecież wszystko wybaczy. No prawie wszystko....
Wyszłam właśnie ze związku. Pierwszego po długiej przerwie. I na koniec mogę powiedzieć jedno TRAGIKOMEDIA. On jeszcze nie doszedł do siebie po rozstaniu z żoną (dla jasności to nie ja byłam przyczyną), w trakcie walki o dzieci i podział majątku. I nagle na jego drodze staje taki diament. Oszlifowany, ale jednak mniej plastyczny niż mu się wcześniej wydawało. I zakochuje się. I taką metodą stopy w drzwi powoli rozwala cały mój ekosystem. I znienacka sterylnie czyste mieszkanie z idealnym kotem staje się drugim domem dla niego (nie do końca sterylnego) i jego dwójki kochanych ale równie niesterylnych i rozpuszczonych dzieci. Po pół roku tego szaleństwa powiedziałam dość. To nie moja bajka. Wracam do starej siebie. Sterylizuję mieszkanie i zaczynam planować dalsze życie. Chyba w pojedynkę. Bo jeżeli tak ma wyglądać związek to ja podziękuję. I na tym moi drodzy chyba polega bycie singielką.
Bo kim Ona jest?
Jest niesamowicie silną osobowością. Wie czego chce, a nawet jeżeli chwilowo jest inaczej to wymyśli czego chce.
Jest osobą niezależną. Potrafi o siebie zadbać bez mężczyzny u boku. Niepotrzebny jest jej jego majątek. Sama gospodaruje swoimi zasobami i często bywa, że jest już życiowo ustawiona. Z własnym mieszkaniem czy domem i rasowym zwierzakiem. Z kimś w końcu to życie trzeba dzielić. Jeżeli tego nie ma, to ma zapewne ułożony plan jak o zrobić. Nie wisi na innych- rodzicach czy znajomych. W sensie finansowym i mentalnym. Pamiętacie symboliczną cioteczkę z Ameryki, która jest bogata i podróżuje po świecie a wszyscy patrzą na nią z niekłamanym podziwem? Tym jest dla mnie emerytowana singielka.
Singielka ma pasje. Mniej lub bardziej spektakularne. I być może z tego wynika to nie wiszenie na innych. O moich pasjach pewnie jeszcze przeczytacie.
Czy w życiu singielki jest miejsce dla faceta?
Oczywiście, że jest. Jednak tylko po spełnieniu pewnych warunków. I nie może tu być mowy o półśrodkach. Kompromis oczywiście jest możliwy, ale to musi być prawdziwe porozumienie, a nie naginanie się do oczekiwań mężczyzny.
Jakie to warunki?
PRZESTRZEŃ- ja osobiście mam bardzo dużą strefę osobistą. Po ostatnim związku juz nie interesują mnie codzienne randki i spotykanie się. Muszę mieć czas na swoje pasje. Partner nie musi ich ze mną dzielić, ale musi mi dać przestrzeń do realizacji. Jeżeli jej nie daje to znaczy, że jego zainteresowania są bardzo ograniczone albo płytkie. Nie przemawia do mnie wersja, że tak bardzo chce spędzać ze mną czas, że nie daje mi chwili wytchnienia.
POMOC- tak, znam te morały, że nie jesteś już sama, pozwól sobie pomóc etc. Ok. Nie odmówię wniesienia kartonów na 3 piętro czy podrzucenia po drodze zakupów. Ale jak mówię, że chcę zrobić porządki w szafie a on zwala mi się na głowę z tekstem „pomogę Ci, zróbmy to razem” to szlag w najczystszej postaci mnie trafia. Moje prywatne rzeczy są tylko moje i dopóki nie dopuszczę go mentalnie do nich, to ciągłe propozycje pomocy z czasem staną się gwoździem do trumny relacji.
AMBICJE- facet musi je mieć i koniec. Nie pozwolę sobie na utrzymywanie go. Mamy równouprawnienie. Ja również pracuję i zarabiam, więc daj z siebie to samo. Ale nie tylko kasa się liczy. To też sposób na spędzanie wolnego czasu. W ostatnim półroczu często słyszałam, ze czerwona dioda w moim telewizorze świadczy tylko o tym, że jeszcze mi prądu nie odcięli. Telewizję oglądam, ale nie jakieś durne seriale czy teleturnieje. I nie jest włączona bez przerwy. Więc jeżeli spotykasz na swojej drodze singielkę z krwi i kości, to nie rozwalaj się na dzień dobry na kanapie z tekstem „kochanie, chodź się poprzytulać. Zobaczymy co w tv” . Żeby zainteresować sobą taką kobietę, niestety musisz się wykazać oczytaniem i obyciem w świecie. Oczywiście bez przesady, ale jednak.
KONSEKWENCJA: singielka nie lubi niekonsekwencji. Nienawidzi jej. Pewnie jak większość człekokształtnych, ale jednak jakby mocniej. W końcu czyż sama nie jest konsekwentna w swoich wyborach? Wbrew powszechnemu naciskowi na zamążpójście i poukładanie sobie życia „jak wszyscy” . I dokładnie tego samego oczekuje od potencjalnego partnera. Tu nie ma miejsca na robienie czegoś na pół gwizdka; byle jak, byleby było. To dla niej nie do zaakceptowania. Nie do pomyślenia jest dla niej, żeby robić wszystko pobieżnie. nie mam mowy o półśrodkach. Jeżeli się za coś zabierasz, to od początku do końca rób to porządnie, zgłębiaj temat i rozwijaj się w tym kierunku. Jeżeli chcesz schudnąć to skorzystaj z pomocy dietetyka, przestrzegaj ułożonego planu i zapisz się na siłownię. Ale błagam nie obżeraj się po kryjomu, bo przecież trochę chipsów czy czekolady albo piwa jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
KASA- hmmm... ważna sprawa, ale czy najważniejsza? Singielka chce faceta zaradnego. Czyli potrafiącego zarobić. to nie muszą być miliony, ale jeżeli sama zarabiam na tyle, że stać mnie na pewien poziom życia, to nie zwiążę się z chłopem narzekającym na pracę i zarobki, a nie robiącym nic w kierunku zmiany takiego stanu rzeczy. Jeżeli lubię dobrze zjeść, to nie zadowolę się bułką z margaryna i najtańszym pasztetem. Owszem dla przypomnienia sobie czasów studenckich mogę czasami to zjeść, ale żeby ciągle? Więc bardziej dla mnie, oczywiście niekoniecznie dla innych liczy się zaradność życiowa, a jeżeli to już jest, to nie muszę się martwić o zasobność portfela wybranka.
WYGLĄD- wbrew obiegowej opinii nie musi być Bradem Pittem czy Leo DiCaprio. Ale musi mieć klasę i o siebie dbać. Trochę dodatkowej wagi albo niedowaga wcale go nie dyskwalifikują, ale słynne już skarpetki do sandałów czy spodnie zaciągnięte pod pachy niestety już tak. Dres? do biegania jak najbardziej, ale na randkę już nie. Można by długo wymieniać, ale schludny i czysty ubiór to już naprawdę bardzo dużo. nie musi być na bogato- ważne, że z klasą.
Podsumowując- idealny facet dla singielki, a przynajmniej dla mnie, to schludny i zaradny facet, nie emanujący swoją kasą, który konsekwentnie dąży do obranych przez siebie celów, a jednocześnie dający swojej partnerce przestrzeń do jej własnego rozwoju osobistego. Dużo? Pewnie tak i może dlatego ciągle jestem singielką. Ale wierzę, że są tacy faceci, bo tak naprawdę wystarczy spełnienie części tych warunków, na resztę można przymknąć oko. Przecież jest jeszcze jedna bardzo ważna, jeżeli nie najważniejsza komponenta związków- MIŁOŚĆ. A ona przecież wszystko wybaczy. No prawie wszystko....
Komentarze
Prześlij komentarz